Początki państwa polskiego chyba każdy dobrze zna: najpierw był taki wesoły pan, co go zwali Mieszkiem I, który poprzez liczne pertraktacje, czasem nawet z użyciem siły, zjednoczył kilka ziem słowiańskich i tak koło 960 roku powstało sobie państwo o nazwie Polska. Później, ponieważ taki inny pan, Bolesław Czeski chciał Śląska, na którego zacierał ręce już nasz Mieszko, doszło do porozumienia, na mocy którego Mieszko musiał ożenić się z jego córeczką, a Dąbrówka jej było na imię. Rok później Mieszko przeszedł na chrześcijaństwo, a za nim i cały naród polski czy im się podobało czy nie. Tak właśnie Polska stałą się Polska liczącą się w Europie.
A jak było z Litwą? Otóż na dzikich ziemiach porośniętych przez krzaczki i chwasty, wyrosły sobie w XI wieku dwa państwa: Żmudź i Auksztota. Jakoś długo nie spieszyło im się ze zjednoczeniem, wiec funkcjonowały osobno, ale jak już na początku XIII wieku Zakon Kawalerów Mieczowych zaczął atakować ich ziemie, a w 1237 roku najechali Krzyżacy, to ludność troszkę spanikowała, a w szczególności taki śmieszny pan o imieniu Mendog i wzięli się chłopcy za zjednoczenie. Jednoczyli się tak do połowy XII wieku. Później nastała era Giedymina, który wcielił do swojego państwa obszerne tereny ruskie. Nie wiem na co mu to było, chyba miał jakiś kompleks niższości, bo kto by tak chciał cos brać od ruskich - wiadomo, że trefne. W każdym bądź razie chłop zyskał jeszcze tyle, że wszyscy historycy nazywają go twórcą państwa litewskiego. Niech sobie będzie, co mi tam. Ten Giedymin to już zahacza mocno o nasz kraj, a szczególnie jedna z jego córeczek.
Otóż kiedy Giedymin brał sobie odpadki ruskie, na polskim tronie zasiadał taki pan, co to nasze Pomorze Gdańskie utracił, a Władysław mu było na imię. Miał również cudowną ksywkę - Łokietek, bo był strasznym kunysem. W każdym bądź razie Łokietek chcąc zyskać jakiś braci niedoli, gdyż kraj nasz nękali wówczas głownie Krzyżacy, ale i innych dzikusów w postaci Mongołów czy Brandenburczyków było co niemiara, skierował się do Giedymina z pytaniem, czy w zamian za dobre stosunki z naszym państwem, ten by nie oddał swojej córeczki, Aldonki, za żonę Kazimierzowi, synowi swojemu. Giedymin widocznie nie widział żadnych przeszkód, bo oddal dziecko w ręce Polaków, przez co śmiem twierdzić, że albo wobec swoich dzieci miał jakieś dziwne nieprzyjazne uczucia, albo był kompletnym naiwniakiem. W każdym razie nasz zuch, Łokietek, dopiął swego. Poza tym był to wielki swat, bo na przykład swoją córkę, Elżbietę, siostrę Kazika, wziął i zaślubił z Karolem Robertem, co władał na Węgrzech, czy jej się to podobało czy nie, bo Władysławowi to na pewno się podobało, bo ma kolejnego brata niedoli, zwanego przez wszystkie podręczniki sojusznikiem.
Potem żyli sobie jakoś przez kilka latek aż Dynastia Piastów całkowicie wyginęli, to znaczy nie całkowicie, ale w każdym bądź razie odczepili się od naszego tronu polskiego i nastała era Andegawenów, czyli takiego pana imieniem Ludwik i takiej dziewczynki Jadzi. Ten pan Ludwik to całkowicie olał sobie nasz kraj, jak to za lat parę uczyni August III. Władze w państwie przejęła czcigodna mamusia, dzięki czemu dziesięcioletnia Jadwisia miała co dziedziczyć do tatku. A dni tego skończyły się w 1384 roku, ale to zaraz. Jeszcze wcześniej dał on szlachcie polskiej takie coś co się zwało przywilejami, czyli prawa, które ukazywały lepszość i wyższość szlachciców nad resztą wiary (tu: ludzie) polskiej. Dzięki temu Jadzia mogła dziedziczyć, bo tak by się szlachta zbuntowała i zrobiła by jakiś rokosz i co by wtedy było, aż strach myśleć. Przecież w XVIII wieku raz rokoszanie porywali króla (Stanisława Augusta Poniatowskiego), a do czego zdolni byliby ludzie w XIV wieku? Przecież to takie dzikie było i nieokrzesane... W każdym bądź razie, nic takiego by się nie stało, bo szlachta za przywilej koszycki, czyli odciążenie z podatków, zezwoliła na to, by Jadwiga w 1384 roku została królem. I to jest właśnie najlepsze: Jadwiga nie była nigdy królową Polski, tylko królem. Niestety nie było wówczas feministek, które walczyłyby o sensowniejszy tytuł dla Jadzi, a ona sama tylko się w kółko modliła i nie w głowie były jej sprawy związane z polityką czy rządzeniem. Cóż, można i tak.
Owa Jadzia, mając zaledwie dwanaście wiosenek na koncie, stanęła przed faktem dokonanym: musiała poślubić 35-letniego Jagiełłę, władcę Litwy. Czemu? Ano rok wcześniej w takiej mieścinie Krewo zebrali się przedstawiciele Polski i Litwy, którzy stwierdzili, ze jednak sami nie poradzą sobie z tymi niedobrymi panami, co czarne krzyżyki noszą na pleckach, więc należałoby zjednoczyć swoje siły przeciwko nim i połączyć oba państwa. W zamian za ten sojusz, Jagiełło miał dostać koronę Polski i wraz z Jadwigą, swoją przyszłą żoną, której poślubienie zadeklarował w Krewie, rządzić w Polsce. Poprzez ta unie personalną Władysław Jagiełło stał się wielkim panem dwóch krajów: Polski i Litwy. Poza tym Litwa dostała wsparcie militarne, Polska zresztą też, ale Litwie było ono bardziej potrzebne, gdyż na wschodzie zaczęło powstawać państwo moskiewskie, co nie wróżyło nic dobrego dla Jagiełły i jego narodu. A co do narodu litewskiego, to w związku z ta unia musiał przyjąć chrzest i wyzbyć się pogańskich tradycji. Dla Litwy, jako całego kraju, była to super propozycja, gdyż tym samym ukrócają jakiekolwiek pretensje krzyżaków względem ich wyznania (był to zresztą powód, dla którego Krzyżacy najeżdżali na Litwę) i teoretycznie mogli już dać sobie spokój. Ale właśnie o to chodzi, że tym wrednym Krzyżakom tak nie do końca chodziło o nawracanie pogańskich ludów, ile o ziemie, jakie te ludy zamieszkiwały.
W 1401 roku mamy porozumienia w Wilnie i Radomiu pomiędzy dwoma braćmi: Witkiem i Władziem co do takiego śmiesznego krzesełka w dziejach historii jakim jest tron, dokładnie tron Litwy. Witold wcześniej dostał od Tatarów, a wiadomo Krzyżaków i państwa moskiewskiego spędzało mu sen z powiek, toteż poszedł na dalekie ustępstwa. Nie miał praktycznie wyboru chłopak, ale cóż, jak się chce rządzić. Jagiełło, owszem, uznał dożywotnie panoszenie się Witolda na Litwie, pod warunkiem, że ten podporządkuje się Kornie (czyli mówiąc po ludzku państwu polskiemu, bo to zabrzmiało jakby kawałek błahy, przepraszam, złota, miał nim rządzić) i Jagielle. Ech, ja bym chyba nie była taka ugodowa jak Witold i walczyłabym o pełną niezależność z moim poczciwym braciszkiem.
Później mamy wielką wojnę z Zakonem, podczas której to dochodzi do bitwy pod Grunwaldem (15 lipca 1410 roku jakby ktoś zapomniał). Należy dodać, ze zwycięskich żołnierzy, to jest rycerzy, do zwycięstwa poprowadził nie żaden Polak, gdzie tam, tylko Litwin, Wielki Książę Litewski, brat Władysława Jagiełły, Witold. To głównie dzięki niemu i Jagielle udało nam się wygrać z Krzyżakami. Ale i tak wszyscy mówią, że to najwspanialsza bitwa Polaków... Wygranej wojennej w ogóle nie potrafiliśmy wykorzystać, co zresztą stało się później nasza kochaną polską tradycją, gdyż chyba na palcach jednej dłoni można by wymienić udane traktaty pokojowe Polski.
Co tam było alej? Aha, już wiem. Unia horodelska. Zawarto ja w 1413 roku, po to by umocnić stosunki polsko-litewskie i powtórzyć wszystko to, co było postanowione w Krewie, jakby ktoś raczył zapomnieć. Litwa sumiennie zobowiązała się, ze nie będzie łączyła się z żadnym wrogiem Polski (na przykład jakby komuś zachciało się zaprzyjaźnić z Krzyżakami) i nie będzie występować zbrojnie przeciwko Polsce. Dużo na tej unii skorzystała szlachta litewska, która dostała takie same przywileje jakie mieli ci bogacze z Polski. Poza tym Witold również dostał taki sympatyczny prezent w postaci pełnej władzy na Litwie. po jego śmierci następca miał być wybrany według cichego głosu doradczego króla polskiego.
Pod sam koniec XV wieku, a to jest w 1499 roku Polacy ponoszą klęski. Głównymi klęskami jest wybór polskich królów, bo ani panujący wówczas Olbracht, ani po nim jego braciszek, Aleksander, nie wnieśli nic ciekawego do historii Polski. Ot, jedynie tę unię, która umocniła tylko pozycję Litwy (Litwini okazali się nie być takimi głupkami, za jakich ich Polska władza niegdyś miała). Poza tym postanowiono również, ze wspólnie będzie się wybierać królów Polski i Wielkich Księci Litewskich. Pewnie dlatego tak wielu było Jagiellonów na tronie: bo po co wybierać kogoś innego, jak swój jest chętny na objęcie tego wielce zaszczytnego stanowiska.
Dalsze zbliżenia polityczne, czy jak kto woli ustrojowe, nastąpiły na takim wygwizdowie, co się nazywa Mielnik, i zabij mnie, nie mam pojęcia gdzie to jest. Równie dobrze może być na odległej Syberii jak w Wielkopolsce. Tam doszło do podpisania unii, która jednak została szybko, bo w 1505 roku po czterech latach trwania, zerwana. Widocznie się chłopcom nie spodobała...
Minęło sto osiemdziesiąt pięć lat od pierwszej unii polsko-litewskiej (liczyłam na kalkulatorze - przyznaję się bez bicia) i chyba obie strony doszły już do wniosku, że chyba czas najwyższy się połączyć. Poza tym Zygmunt August jest już w podeszłym wieku, nie ma wciąż dzieci, więc i pewnie ich mieć nie będzie w ogóle, a to przecież osoba władcy łączy oba państwa (dotychczasowe unie to unie personalne!). Przyjechała cała szlachta, i tak fajna polska, i ta gorsza litewska (w końcu trzeba być patriotą, nie?, chociaż to już bardziej nacjonalizm, ale co tam, mogę być i nacjonalistką), aby omówić szczegóły kontraktu, to jest unii. Wszyscy spotkali się w Lublinie, stąd i nazwa unia lubelska. Zostały przedstawione ślicznie i pięknie wszystkie propozycje obu ze stron. Polska naturalnie dążyła do tego, aby podporządkować sobie Litwę i utworzyć jedno państwo, w którym logiczne było, ze nie będą rządzić te dzikusy ze wschodu. Szlachta lubelska tak się oburzyła, że zwiała z obrad sejmu. I w sumie jest to jeden znajomy mi sejm, podczas obrad którego szlachta wychodzi sobie w czasie trwania pertraktacji. Ale, jak już wspomniałam, ci Litwini, to dziwny naród. W końcu jednak jak im zabraliśmy ziemie ukraińskie: Wołyń, ziemie bracławską i kijowską, to hołota zrozumiała, że z Polską się nie żartuje, że to jest poważny naród, na którego warunki trzeba przystać. No to przystali. 1 lipca 1596 roku podpisano unię lubelską, na mocy której unią realną zostały połączone dwa państwa i stały się odtąd i funkcjonować zawsze już będą pod postacią Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Wiele rzeczy przez ta unie stały się wspólne dla obu państw: sejm i senat, czyli polityka wewnętrzna, władca, czyli król, polityka zagraniczna, czyli kogo lubimy, a na kogo się szykujemy, wojny, czyli gdzie wysyłamy wojsko. Oddzielne pozostały wciąż administracja, urzędy, prawo, wojsko, skarb i sądownictwo. Od tamtej pory losy Polski i Litwy, szczególnie na arenie międzynarodowej będą wspólne. W oczach innych państw będzie to jedno państwo, nierozłączne, potężne i silne.
Ale do czasu. Już za kilka lat ma się tam rozegrać ciąg bitew ze Szwecją, Rosją, Turkami i Kozakami, czyli ludem zamieszkałym na tak zwanych Kresach Wschodnich. Będą domagać się swoich praw, a głownie jednego, najbardziej niebezpiecznego dla pozycji Polski i Litwy, pomysłu wydawać się mogło na pierwszy rzut okaz idiotycznego, bo kto by pomyślał, że Kozacy, taka tam ludność, że jest a jakby jej nie było, będą chcieli być narodem na równi z Polakami i Litwinami. Będą żądać pozycji trzeciego władcy państwa. Możliwość tą przewidywała ugoda w Hadziaczu z 1658 roku. Tak się jednak nie stało... Na szczęście.
|